poniedziałek, 28 marca 2011

terminy, terminy...

A terminy zaczęły gonić, obiecałam, że zrobię baranki, sztuk 10, po 4 wełny mi zabrakło, a w sklepie wykupili wszystkie motki i byłam zmuszona kupić inną. Z innej baranki wychodziły nie takie same i musiałam zaczynać od nowa, czyli generalnie rzecz biorąc - masakra. Mimo wszystko jestem z siebie dumna, bo ręce bolały i na końcu już nawet się zbytnio nie chciało, ale zrobiłam i zdążyłam na czas:) Teraz będzie kilka dni przestoju, bo praca magisterska wzywa i sama się niestety nie zrobi, ale już w główce obmyśliłam, że kolejny powstanie misiek panda albo lew. Chyba, że w te dwa dni natknę się na jeszcze coś innego, co koniecznie będę chciała wyszydełkować:) A zdjęć kilka starych wrzucę, może coś komuś wpadnie w oko:)

Słoń, a raczej słonica, która lubi się stroić:
 Pirat, wcale nie taki straszny i okropny za jakiego go wszyscy mają:
 Coś z Gwiezdnych Wojen czyli R2D2:
 Książę zaklęty w żabę:
 Mały pingwinek:
 Pani Miś z kapeluszem na główce:
 Moja wersja misia Tatty Teddy:
 Kłapouchy, dla niektórych makabryczny, bo bez ciałka, ale mi się podoba:
 I na koniec foczka, biedaczkę morze wyrzuciło na brzeg:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz